Książka, która już od dawna widniała w mojej wirtualnej biblioteczce na półce 'chcę przeczytać'. I gdy w końcu zabrałam się za czytanie, żałowałam, że czekałam tak długo.
Dużo rzeczy w niej opisanych nie było dla mnie zaskoczeniem, jako że nie jestem osobą wierzącą i praktykującą inaczej patrzę na księży i ich 'instytucję' niż większość katolików. Z każdą kolejną stroną moje zdziwienie rosło, informacje się uzupełniały i ukazał mi się dokładny obraz tego, co za murami seminariów i kościołów się dzieje. A trzeba przyznać, że dzieje się dużo. Dużo rzeczy złych, obrzydliwych, pełnych obłudy i kłamstwa. I Roman Kotliński je opisuje. Z drugiej jednak strony, zachwyciła mnie postawa autora - nie oskarża nikogo w prost, nie oczernia i nie wylewa na nikogo wiadra z pomyjami, tylko przedstawia sytuację taką, jaka jest. Odniosłam wrażenie, że mało jest tych jasnych punktów w książce, ale są, i to one sprawiają, że nie mogę tylko źle osądzać księży i ich zwierzchników.
Autor opowiada też o ludziach pełnych prawdziwego powołania, którzy naprawdę niosą Jezusa w swym sercu i chcą się dzielić jego miłością i naukami. Chcą być prawdziwymi pasterzami swych owieczek, tak jak On. Cały mechanizm kierujący kościołem im na to nie pozwala, tłamsi w zarodku wszelkie odstępstwa.
Czytelnicy dzielą się na tych, których książka naprawdę zachwyciła i na takich, którzy nic nowego w niej nie odkryli i uważają ją za dno totalne. Ja należę do tej pierwszej grupy. Jednakże po skończeniu lektury nie mogłam od razu zasiąść do pisania opinii o niej. Musiałam to przemyśleć, przeanalizować, zastanowić się, czemu właśnie tak to wszystko wygląda i spróbować odpowiedzieć sobie na pytania rzucone na końcu książki.
Myślę, że ludzie wierzący mogą mieć problem z tą książką, trudno będzie przełknąć tak gorzką pigułkę, ale warto. Naprawdę.
Książkę przeczytałam w ramach wyzwania 'Trójka e-pik'.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz